Trafiłem ostatnio na bardzo kompleksowy i oparty na faktach artykuł o tamowaniu krwawień z nosa i chciałbym Ci go streścić:
- Dowody na skuteczność metod tamowania krwawień z nosa są słabej jakości, czyli wszystko co przeczytasz poniżej jest mocno niepewne. Ale przynajmniej się do tego przyznają, a nie udają, że znają prawdę objawioną
- Nie odchylamy głowy do tyłu, żeby nie zachłysnąć się krwią. Wiedza niby powszechna, ale konieczna dla całościowego ujęcia tematu.
- Uciskamy skrzydełka nosa na 15-20 min, w razie potrzeby powtarzamy. Aktywne uciskanie jakiegokolwiek krwawienia strasznie się dłuży. Domyślam się, że mało kto doczeka do 10 min i potem się dziwi, że nie przestaje lecieć.
- Nie uciskamy kostnej części nosa. Są tam naczynia, ale większość krwawień jest z przegrody, a ta unaczyniona jest głównie naczyniami wewnątrzczaszkowymi.
- Nie wsadzamy do nosa materiałów opatrunkowych. Zaskoczył mnie ten punkt, ale przekonało mnie, że potem ich wyciągnięcie niszczy powstały skrzep i powoduje nawrót krwawienia. Dodatkowo myślę, że taki opatrunek daje fałszywe poczucie zatamowania krwawienia, bo krew nie leci, ale byłoby lepiej, bo mocniej, ucisnąć skrzydełka. Ale to tylko takie moje przypuszczenie.
- Krople do nosa z ksylometazoliną mogą pomóc zatamować krwawienie. Ja osobiście wolałbym uciskać, ale jeśli ktoś takiej metody użył, to nie ma co go krytykować.
- Przez parę godzin po krwawieniu zapobiegamy nawrotowi przez unikanie dłubania w nosie, suchego powietrza i wydmuchiwania skrzepów.
- Nie znalazłem żadnych prób używania dożylnego kwasu traneksamowego. Wydaje mi się to strzelanie z armaty do komara.