Przez całe studia medyczne nie miałem pojęcia jaką wybrać specjalizację. Miotałem się pomiędzy skrajnymi opcjami, od interny po ortopedię. Na anestezjologię i intensywną terapię wpadłem w połowie stażu podyplomowego. Podobały mi się stany nagłe i leczenie bólu. Kręciło mnie USG, ale nie na tyle, żeby zostać radiologiem, interesujące były drobne zabiegi, ale nie wielogodzinne operacje. Ciągnęło mnie do „wielkiej medycyny” a taka wydawała mi się intensywna terapia. Z tego wszystkiego najmniej interesowała mnie sama anestezjologia, czyli znieczulanie do zabiegów i na myśl o spędzaniu długich godzin na sali operacyjnej przypominały mi się najgorsze momenty ze studiów. Stwierdziłem, że jakoś to przełknę i spróbuję skupić na intensywnej terapii.
Rezydenturę zacząłem w miejscu, w którym mogłem mieć kontakt nie tylko z dorosłymi, ale i z dziećmi. Ba, wcześniakami, które szybko stały się moimi ulubionymi pacjentami. Wcześniaków się po anestezji zupełnie nie spodziewałem, ale przywilej leczenia niespełna kilogramowych noworodków był nieporównywalny z niczym innym. Okazało się też, że znieczulanie jest bardzo przyjemną częścią pracy. Skupienie się na jednym pacjencie i roztoczenie nad nim opieki, z jednej strony mnóstwo czasu na zrobienie wszystkiego optymalnie, z drugiej, krótkie, dynamiczne, satysfakcjonujące momenty. Niewielka ilość używanych leków i procedur sprawiła, że krzywa uczenia się była bardzo stroma i szybko stawałem się sprawnym, samodzielnym rzemieślnikiem.
Mimo, że po skończonej specjalizacji czułem się w pracy jak ryba w wodzie, to rodzina była i jest ważniejsza więc znacząco ograniczyłem ilość pracy. Tutaj elastyczność anestezjologii przyszła z pomocą. Chociaż z bólem zauważyłem, że wcześniakami nie umiem się zajmować wystarczająco dobrze się z doskoku tylko na dyżurach, to znieczulanie jest idealną pracą nieregularną.
Zauważyłem też, że intensywna terapia nie jest tym czego się spodziewałem. Brak akceptacji dla śmierci w naszym społeczeństwie obliguje medyków do walki za wszelką cenę. Tą ceną niestety bywa jakość schyłku życia. Nie da się jednocześnie walczyć o życie i odejść w spokoju. Na intensywną terapię dorosłych zaglądam więc sporadycznie.
Podczas swojej specjalizacji najlepsze okazało się to, czego się nie spodziewałem czyli znieczulenia i praca z dziećmi. Intensywna terapia dorosłych, która mnie najbardziej pociągała, okazała się miejscem nie dla mnie. I chociaż tak jak oczekiwałem uwielbiam drobne zabiegi jak kaniulacje czy znieczulenia regionalne z wykorzystaniem USG, czy odnajduje się w sytuacjach kryzysowych jak reanimacja, to mam świadomość, że przede wszystkim miałem ogromne szczęście, bo równie dobrze, mogłem się co do całości specjalizacji pomylić. Albo przynajmniej do jej części. Na przykład nie znam nikogo, kto lubi pracować w nocy, ale jestem w stanie być o trzeciej w nocy na tyle przytomny, żeby znieczulić pacjentkę do cięcia cesarskiego. Ale tego przewidzieć nie mogłem, domyślam się, że mogą być osoby, dla których praca w nocy to zupełny deal breaker.
Tytuł tego filmu to „Jaką specjalizację wybrać?” a ja Ci opowiadam swoją historię, zupełnie nieuniwersalną. Problem polega na tym, że nikt nie może Ci zaproponować nic innego niż jego własna historia. Z każdej możesz próbować coś z niej wyciągnąć, ale na rady co Ty powinieneś zrobić, patrz z dużą rezerwą. Nie dość, że nikt Ciebie nie zna, sam nie znasz siebie na tyle, żeby móc wybrać ze stuprocentową skutecznością. Tak czy siak, życzę Ci powodzenia.