Oczywiste jest, że głęboko nieprzytomny pacjent może przestać oddychać. Ale czasami zdarza się tak, że pacjent to by i nawet chciał oddychać, ale z powodu zaburzeń świadomości język rozluźnia się i zapada na tylną ścianę gardła, zatykając drogi oddechowe. Podobnie jest z resztą w obturacyjnym bezdechu sennym.
Głęboko śpiący pacjent może „tylko” chrapać, ale w skrajnej postaci, nie może w ogóle nabrać powietrza. Bezradnie rusza przeponą, aż w końcu budzi się, kiedy dwutlenek węgla narośnie do alarmującego poziomu. Chwilę pooddycha normalnie, wydmucha dwutlenek węgla i zasypia z powrotem. I tak w kółko, całą noc.
Te dwie sytuacje mają dwie cechy wspólne.
Po pierwsze, pozycja na plecach sprzyja bezdechowi. Dlatego przekładamy nieprzytomnych na bok, a chrapiącym zalecamy na tym boku spanie.
Po drugie, chrapanie jest lepsze, niż cisza. Jeśli mam nieprzytomnego pacjenta to wolałbym, żeby oddychał swobodnie, ale jeśli chrapie, mam przynajmniej pewność, że w ogóle oddycha. Jeśli oddechu nie słyszę, albo co gorsza przestałem słyszeć, sprawdzam, czy na pewno ten oddech jest. Szczególnie zwodnicze mogą się okazać nieskuteczne ruchy przepony. Brzuch i klatka piersiowa falują, fałszywie nas uspokajając. Problem w tym, że te ruchy nie powodują przepływu powietrza, bo drogi oddechowe są zamknięte. Charakterystyczne są wtedy paradoksalne ruchy oddechowe. Na wdechu brzuch zapada się zamiast podnosić. Jeszcze bardziej charakterystyczna jest zmiana sposobu oddychania po udrożnieniu dróg oddechowych. Po odchyleniu głowy i/lub wysunięciu żuchwy nagle brzuch zaczyna się prawidłowo unosić na wdechu a oddech jest słyszalny i wyczuwalny.
Sytuacja jest analogiczna, jeśli ktoś w łóżku obok Ciebie chrapie. Jeśli bez zmiany pozycji przestaje chrapać to nie łudź się, że teraz już będzie cicho. Prawdopodobnie szykuje właśnie mega-chrapnięcie z przebudzeniem się i rozpoczęcie całego cyklu od nowa. Taka osoba nie tyle potrzebuje szturchania w bok co rozwiązania tego grożącego powikłaniami problemu medycznego.