Jak mocno potrząsać za ramię nieprzytomną osobę?

Temat może się wydawać trywialny, ale daj mi szansę wytłumaczyć.

Najczęściej z osobami nieprzytomnymi mam do czynienia po znieczuleniu ogólnym i te ich zaburzenia świadomości wynikają z działania leków. Kiedy ich budzę, robię to bardzo delikatnie potrząsając za ramię i normalnym głosem wypowiadając ich imię. Wiem, że niektórzy preferują mocniejsze potrząśnięcie a nawet bodziec bólowy i głośniejsze zawołanie a nawet krzyk, ale ja widzę wiele minusów takiego sposobu.

Po pierwsze i najważniejsze chcę wybudzić tę osobę najpóźniej jak się da. Z każdą kolejną minutą leki działają coraz słabiej i im później ten moment obudzenia nastąpi, tym pacjent jest bardziej świadomy i współpracujący, a jego oddech silniejszy.

Możesz sobie pomyśleć, że niepotrzebnie przenoszę doświadczenia z sali operacyjnej do medycyny ratunkowej, bo to jednak różne światy. Masz trochę racji, podczas swojej krótkiej przygody z pogotowiem boleśnie się o tym przekonałem, dlatego jeśli masz inne spostrzeżenia, to koniecznie się nimi podziel. Ale pozwól najpierw, że podam Ci drugi argument, bo tutaj dochodzimy do zazębienia się tych dwóch światów.

Moim zdaniem budzenia pacjenta silnym bodźcem jest wręcz niebezpieczne, bo jeśli taki był konieczny, to jest duże ryzyko, że po jego ustaniu pacjent z powrotem zapadnie w patologiczny sen, a stamtąd już tylko krok do bezdechu. Ja chcę wiedzieć, czy te zamknięte oczy to tylko sen, czy faktyczne zaburzenia świadomości a takiej informacji dostarczy mi tylko lekki dotyk i normalny ton.

Następna sprawa to odbiór całej sytuacji przez otoczenie, pacjenta i… mnie samego. Od anestezjologa wymagane jest wprowadzanie spokoju, a podniesiony głos i gwałtowne ruchy temu nie służą. Pacjenci też często pamiętają ten moment i potem często słyszę:

“Nie mogli mnie dobudzić, krzyczeli i szarpali, żebym otworzyła oczy, co to mogło być?” No i tu jest właśnie problem, bo mogło to nic nie być, oprócz niecierpliwego anestezjologa.

Te mechanizmy dokładania chaosu i hałasu odnoszą się również do medycyny ratunkowej, gdzie dramatyzm jest potrzebny tylko w kinie.

Z resztą, tak samo delikatnie postępuję z pacjentami z zaburzeniami świadomości na SORze i, póki co, jestem z tego zadowolony.

Oczywiście mówimy mu tylko o pierwszym momencie, pierwszym kroku algorytmu. Potem przyjdzie czas i na bodziec bólowy, żeby dokładniej ocenić głębokość zaburzeń, ale to dopiero po ocenie oddechu i krążenia. I tutaj dochodzimy do mojego ostatnie argumentu.

Oddech i krążenie chcemy ocenić jak najszybciej. Przedłużające się próby agresywnego budzenia pacjenta niepotrzebnie tę ocenę odwlekają.

A Ty co o tym myślisz?