I na tytule mógłbym właściwie skończyć, podać przypisy do konkretnych badań1 i z bani. Ale ten mit jest świetnym przykładem na omówienie jednej, szalenie irytującej dla mnie rzeczy.
Wysnuwania praktycznych wniosków, z niepełnych, teoretycznych informacji. Ludziom podejście naukowe kojarzy się z teoretycznym rozumieniem tego, co obserwujemy w praktyce. Tylko, że często tak bardzo są skupieni na tej pierwszej części, teoretycznego zrozumienia, że zapominają sprawdzić jak jest praktyce. Nie inaczej jest z krwawieniem z nosa.
Niska temperatura obkurcza naczynia krwionośne, co powinno, teoretycznie, zmniejszyć krwawienie. Zimne okłady były z powodzeniem używane w celu zmniejszenia krwiaka i bólu po nakłuciu tętnicy udowej do koronarografii2. Tylko, że w przypadku tętnicy udowej okład zastosowano bezpośrednio w miejscu krwawienia. Domyślam się, że zimne okłady na kark mają ochłodzić krew, która dopływa do nosa. Jeśli tak, to widzę z tym trzy problemy.
Po pierwsze główne tętnice unaczyniające głowę są z przodu, a nie z tyłu. Tam to jakaś wątła tętnica kręgowa co najwyżej, z nosem nie mająca nic wspólnego.
Po drugie, najważniejsze, chłodzenie krwi w celu tamowania krzepnięcia wydaje się… ryzykowne. Nie na darmo mówimy o triadzie śmierci: kwasicy-koagulopatii-hipotermii. Niska temperatura zmniejsza przecież krzepnięcie.3
Ale to teoria. Ważne jest to, że ktoś sprawdził w praktyce, że chłodzenie karku nie pomaga na krwawienie z nosa.
Aha, skoro zahaczyliśmy o triadę śmierci, aż się prosi żeby zapytać, czy w takim razie ogrzewać pacjentów z krwotokiem. Nie znalazłem żadnych dowodów w populacji ludzi, ale przeżywalność ogrzewanych szczurów z krwotokiem była wyższa.4
Wnioski:
- Nie dawaj zimnego okładu na kark w krwawieniu z nosa
- Ogrzewaj pacjenta z krwotokiem