Doprecyzujmy. Termin „suche utonięcie” jest terminem tyleż medycznie niepoprawnym, co dwuznacznym. Część autorów nazywa suchym utonięciem sytuację, w której u osoby, która utonęła nie znaleziono wody w płucach w podczas sekcji zwłok. I to się zdarza. Możemy tylko podejrzewać dlaczego. Może część z tych zgonów to nagłe zgony sercowe, które akurat wydarzyły się w wodzie a nie na lądzie? Może odpowiedzialny jest skurcz krtani? Nie wiemy. Z punktu widzenia postępowania nie ma to znaczenia bo i tak nie jesteśmy już w stanie nic zrobić. Ma znaczenie druga definicja.
Niektórzy używają zamiennie „suchego” i „wtórnego” utonięcia, czyli takiej sytuacji, w której zgon następuje nie bezpośrednio po zdarzeniu, ale w wyniku powikłań tonięcia. I to też się zdarza. Jednym z takich powikłań jest obrzęk płuc, który prowadzi do groźnej dla życia niewydolności oddechowej. Najistotniejsze w tym przypadku jest to, kiedy takie odroczone konsekwencje grożą naszemu pacjentowi.
Zasada jest bardzo prosta. Im poważniejszy epizod tonięcia, tym większe ryzyko powikłań. Krótkie zachłyśnięcie się wodą ma ekstremalnie niskie ryzyko przerodzenia się w pełnoobjawowy obrzęk płuc. I przede wszystkim nie dzieje się to nagle. To czego boją się rodzice, to dziecko, które nałykało się wody, potem poszło się bawić, wszystko było ok, a w nocy się udusiło. Nie było takiego przypadku wiarygodnie opisanego w literaturze. Jeśli dochodziło do obrzęku płuc to po poważnym epizodzie tonięcia utrzymywały się objawy jak kaszel czy duszność i pogarszały się z czasem. Jakie z tego są wnioski praktyczne?
Osobę po epizodzie tonięcia należy obserwować przez ok. 8 godz, tyle czasu wystarczy do wyklarowania się sytuacji. Czy ta obserwacja ma być w placówce medycznej? To oczywiście zależy od nasilenia objawów. Jeśli chodzi o osoby bezobjawowe, wytyczne zalecają obserwację przez opiekunów, bo ryzyko pogorszenia jest bardzo niskie. Tak niskie, że nie znalazłem ani jednego takiego przypadku. Ale jeśli Ty znasz, to bardzo chętnie się zapoznam.